Z powodu sytuacji awaryjnej w pełni zatankowany Boeing 747 musi zawrócić w drodze do Tokio z powrotem do Lipska. Dla zmniejszenia wagi pilot zrzucił paliwo.

Zdjęcie zrobione w Olbersdorfie przez czytelnika Gazety Saksońskiej, fot. www.saechsische.de

Było około 20:00 w poniedziałkowy wieczór (14.08 - red.), kiedy czytelnik Gazety Saksońskiej Jens Schmidt usłyszał głośny hałas na niebie ze swojego tarasu w Bertsdorfie. A to, co tam zobaczył, było niezwykłe. To nie był tylko ogromny jumbo jet, który przeleciał na stosunkowo małej wysokości nad Górami Żytawskimi. Było coś więcej: „Widziałem zasłonę nafty wydobywającą się z końców obu skrzydeł” – mówi. Schmidt zdał sobie sprawę, że gigantyczny samolot wyrzucał ogromne ilości paliwa. Sächsische.de dowiedziało się, że w przestrzeni powietrznej Górnych Łużyc doszło do ogromnej sytuacji awaryjnej.

Miłośnik lotnictwa Schmidt od razu się zainteresował i sprawdził to na portalu internetowym „Flightradar24”. Można tam śledzić w czasie rzeczywistym prawie wszystkie ruchy lotnicze na całym świecie. Portal dostarcza informacji na temat typów samolotów, odlotów i przylotów, tras, wysokości, prędkości i wielu innych. Tam obserwował lot samolotu towarowego Boeing 747-400F amerykańskiego przewoźnika Atlas Air – litera „F” w oznaczeniu typu oznacza „Freighter” – czyli „frachtowiec”. Samolot właśnie wystartował z lotniska Lipsk/Halle z kierunkiem Tokio. Trasa początkowo prowadziła przez Pragę. Następnie jumbo skręcił przez Brno i obrał kurs na Górne Łużyce – tam Jens Schmidt obserwował samolot, który według „Flightradar24” w drodze powrotnej do Lipska znajdował się na wysokości 4267 m.

Lotnisko Lipsk/Halle potwierdziło start i powrót jumbo odpowiadając na pytanie Gazety Saksońskiej (SZ). Samolot wylądował pod eskortą lotniskowej straży pożarnej. Nie było to jednak lądowanie awaryjne, ale standardowa procedura stosowana w takich przypadkach. Lądowanie przebiegło gładko. Na prośbę SZ niemiecka kontrola ruchu lotniczego była w stanie dostarczyć więcej informacji na temat rzeczywistej sytuacji awaryjnej.

Proces został tam został zarejestrowany pomiędzy godziną 19:40 a 20:10. "Pilot zgłosił rozbitą szybę" – powiedziała rzeczniczka prasowa Ute Otterbein. Kontrola ruchu lotniczego nie wiedziała, które okno zostało uszkodzone. Ponieważ w takim przypadku istnieje ryzyko spadku ciśnienia w kabinie, z takim uszkodzeniem nie można lecieć do Tokio. Pilot oznajmił, że wróci do Lipska i będzie musiał spuścić paliwo.

Samoloty dalekiego zasięgu, takie jak Boeing 747, podczas lądowania muszą być o kilka ton lżejsze niż podczas startu. Nie są przeznaczone do lądowania ze zbiornikami z pełnym ładunkiem paliwa i mogą zostać uszkodzone. Atlas Air określa maksymalną dopuszczalną masę startową dla swoich samolotów 747-400 na prawie 397 ton, z czego dobre 170 ton to paliwo. Maksymalna dopuszczalna masa do lądowania wynosi 302 tony, o ponad 90 ton mniej. Paliwo musi się zatem wyczerpać – i to szybko. Jak wszystkie szerokokadłubowe samoloty, jumbo jest wyposażone w urządzenie do spuszczania paliwa i podczas lotu może wypuścić w powietrze dobre trzy tony na minutę.

Ponieważ nafta jest droga, żadna linia lotnicza nie lubi tego robić – i jest dozwolone tylko w bezwzględnych sytuacjach awaryjnych. Według Federalnego Urzędu Lotnictwa ta procedura awaryjna, zwana w żargonie technicznym „zrzucaniem paliwa”, „musi być uzasadniona zaistniałą wcześniej pilną/awaryjną sytuacją”. Procedurę tę należy zgłosić Federalnemu Urzędowi Lotniczemu. „Na poziomie lotu 140 (to tylko te 4267 metrów) z samolotu zrzucono łącznie 110 ton nafty. O ile nam wiadomo, głównie w korytarzu Brno–Drezno” – poinformowała rzeczniczka Otterbein.

Tekst dzięki uprzejmości: www.saechsische.de

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.