W BOG-TUR-ze lubimy wędrówki i historię. Dlatego 20 maja wyruszyliśmy do sąsiedniego miasta w Czechach – Frýdlantu. Droga wiodła ulicami Bogatyni – we wielu ogrodach wiosna w pełnym rozkwicie zapowiadała już lato. Na ul. Dąbrowskiego przenieśliśmy się w czasie. Wiodąca tędy droga była ważnym szlakiem handlowym do Zawidowa. W 1807 r. maszerowały nim wojska napoleońskie. Od przejścia granicznego, polnymi duktami dotarliśmy do Frýdlantu.

W mieście od razu poczuliśmy atmosferę wielkiego święta. Żelazne rumaki z zamorskich ;-) stron dowodziły, że zjechało się pół Europy. Gwar Wieży Babel, kolory tęczy, bajkowe stroje z wielu epok... Przy rogatkach opłaciliśmy obowiązkowe myto, za to co opasano nam nadgarstki. Cennik zróżnicowany: w piątek 100 koron, w sobotę już 150, zaś w niedzielę – tylko 100. Dzieci do 130 cm wzrostu – za darmo, tak jak osoby z niesprawnościami. W tym roku organizatorzy VALDŠTEJNSKICH SLAVNOSTI wprowadzili miłą niespodziankę: w przebraniu historycznym wstęp do miasta był wolny. Za dwa lata przyjdę z żoną ubrany za Rumburaka. Innych też namówię na stroje rodem z Arabeli. Do biletu wstępu dołączono książeczkę-przewodnik – aby łatwiej poruszać się po mieście i orientować się w poszczególnych punktach przebogatego programu. Wszak świętuje całe miasto: rynek, zamek, fara – przez trzy dni. Święto Wallensteina to wielki festyn miejski organizowany we Frýdlancie co dwa lata.

Albrecht von Wallenstein (1583-1634) od roku 1624 książę na Frýdlancie, życie poświęcił wojsku. Za zgodą cesarza niemieckiego wystawił w 1625 roku kilkudziesięciotysięczną armię. Dowodząc nią pokonał m.in. grafa Ernsta von Mansteld, w 1627 zajął Holsztyn, następnie Meklemburgię i Pomorze Zachodnie. W kolejnym roku oblegał Stralsund, lecz w 1632 r. został pobity przez Szwedów pod Lutzem w Saksonii. Posądzony o zdradę w 1634 r., prawdopodobnie za zgodą cesarza został zamordowany przez kilku oficerów.

Jak to często z wybitnymi jednostkami bywa – Albrecht z Valdštejna, jak zowią go Czesi, ze szczytu runął w przepaść. Jednak silnie zapadł w pamięć potomnych, skoro po czterech wiekach postanowiono jego imieniem nazwać miejskie święto.

Trzydniowa rozrywka ma swą główną atrakcję – inscenizowaną bitwę armii waldsztejńskiej z wojskami szwedzkimi. Podczas tegorocznej edycji odegrano dwie potyczki: w sobotnie i niedzielne popołudnia.

Tymczasem na scenie przed ratuszem artyści przestawiali rozmaite programy: pokaz mody księżniczki Izabeli Katarzyny Harrach (z możnego rodu władającego pobliskimi Karkonoszami), koncert folkowo-rockowy, musztrę wojskową, kuglarstwo, pokaz tańca z ogniem i wiele innych. W rozstawionych wzdłuż rynku straganach można było kupić różności: wyroby wszelakiego rzemiosła dla duszy i ciała.

Około godziny 1540 dotarliśmy na miejsce widowiska wojennego. Książę Albrecht von Wallenstein zmagał się z zaciężnymi króla Gustawa II Adolfa. Bitwa trwała półtorej godziny, a zwycięstwo wahało się na jedną, to na drugą stronę. Wreszcie wojska szwedzkie się poddały, a najważniejszy dowódca podziękował wszystkim grupom inscenizacyjnym zawieszając na każdym sztandarze niebieską szarfę. Byli wśród nich i Polacy z Warszawy.

Kiedy pobojowisko pustoszało wróciliśmy do rynku na zakrapianą strawę.

Około godz. 20 dotarliśmy na frýdlantcki zamek. Powitała nas książęca para wraz z dworem. Zajęliśmy miejsce przed sceną. Zaczynało się widowisko teatralne trupy BEZ STŘECHY wystawiającej spektakl Zbojník všech zbojníků (pol. Zbójnik wszystkich zbójników). Po aktorach wystąpiła średniowieczna kapela MUSICA CONORA, a wieczorny program zakończyły dziewczyny tańczące z ogniem (AMBROSIA).

Po dwóch godzinach cieszenia ucha i oka ruszyliśmy korowodem z pochodniami na rynek. Wojska wszystkich formacji w pełnym rynsztunku pomaszerowały w stronę wygaszonego miasta. Po zameldowaniu się na przed ratuszem wszystkich uczestników, Albrecht von Wallenstein i Izabela Katarzyna von Harrach zakończyli widowisko. Na część nas wszystkich niebo nad Frýdlantem, przy muzycznym akompaniamencie, rozbłysło wspaniałymi sztucznymi ogniami.

Po kwadransie rynek pustoszał, więc i my zebraliśmy się do powrotu. Przed nami dziewięć kilometrów marszu. W kamizelkach odblaskowych i z latarkami bezpiecznie wróciliśmy do domu. Za dwa lata przybędziemy liczniejszym oddziałem, w strojach historycznych…

Janusz Baranowski

Warto odwiedzić: www.valdstejnske-slavnosti.cz

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.