UMiG Bogatynia - widok od strony parku, fot. bogatynia.info.plW najnowszym, grudniowym numerze urzędowego biuletynu „Bogatynia” można przeczytać wywiad z Przewodniczącym Rady Gminy i Miasta, panem Patrykiem Stefaniakiem. Muszę przyznać, że niektóre tezy wzbudziły moje wątpliwości

Pan Stefaniak, poproszony o ocenę kondycji bogatyńskich spółek, odpowiada między innymi tak: „ Nasza największa spółka, czyli BWiO SA w roku 2010 wypadła całkiem dobrze”. Czy stosowne jest to określenie w przypadku spółki, która za rok 2010 wykazała stratę ok. 543 tys. zł? Być może, powodem pozytywnej oceny jest fakt, że za lata 2008 i 2009 spółka wykazywała rok w rok stratę rzędu miliona zł? Niemniej ze stratami to jest tak, że ktoś je w końcu musi pokrywać, ale jak się to robi – o tym się z wywiadu nie dowiemy.

Pan przewodniczący stwierdził także, iż GPO oraz MZGK mogą uznać rok 2010 za udany. O ile w przypadku GPO można się zgodzić z faktem, że spółka przekuła powódź w swój sukces finansowy, to jednak z MZGK sprawa ma się trochę inaczej. Na koniec roku 2010 zakład budżetowy posiadał zobowiązania wymagalne w wysokości 537,5 tysiąca zł. W związku z niedotrzymaniem terminu płatności tych zobowiązań, wierzyciele obciążyli MZGK odsetkami za zwłokę w wysokości 65,6 tys. zł. Zaiste, wspaniałe osiągnięcie.

Zwraca uwagę, że pan Stefaniak wspomina o stratach TBS czy GZMK, lecz nie podaje przy tym liczb. Po cóż mówić szczegółowo o stratach? Jedyną przytoczoną liczbą jest pół miliona zysku, osiągniętego przez PEC. Zapewne pamiętają niektórzy z Czytelników refren słynnej piosenki Wojciecha Młynarskiego z czasów Gomułki – „po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy”?

Pan przewodniczący wspomina również sesję budżetową z 2009 roku (chyba jednak chodzi o sesję ze stycznia 2010?) Ze wzruszeniem czytałem słowa pana przewodniczącego: ”Pamiętam, jak dzieliła się rada i jak wyglądało uchwalanie budżetu. W takich warunkach naprawdę nie dało się pracować.” Ja też pamiętam tę sesję, ale czy pamiętamy to samo? Kto tupał na przepełnionej sali, kto pokrzykiwał na celowo stłoczonych radnych? Kto nie dawał niektórym dojść do słowa? I to nagłośnienie… Faktycznie, nie dało się pracować.

Ale wróćmy na ziemię. Pan Stefaniak mówi, że „jeżeli brakuje pieniędzy na oświatę, służbę zdrowia czy służby mundurowe, to znaczy, że Państwo chyli się ku „upadkowi” (cudzysłów przy „upadku” w oryginale). Czy państwo polskie upada? Rzekłbym, że to dość ryzykowna teoria, może dlatego, że moje wspomnienia sięgają dalej, na przykład do czasów Gomułki czy Gierka, mam zatem niejakie porównanie. Można, rzecz jasna, dyskutować na temat podziału zadań między państwem a samorządami, czy na temat ich finansowania. Proszę jednak nie tłumaczyć wszystkiego winą rządu – bo nie Warszawa odpowiada za nasze spółki czy wzrost zatrudnienia w gminnej administracji. Działamy w określonych realiach – i nikt nie zdejmie z nas odpowiedzialności za NASZE zaniechania. Czyż nie?

I jeszcze drobna uwaga – nie chcę wracać do tego, czy brak emisji obrad rady w telewizji kablowej był uzasadniony oszczędnościami. Ale kiedy pan Stefaniak stwierdza, że rada była o „czasowym wstrzymaniu emisji” poinformowana, ponieważ o tym zamiarze burmistrz poinformował „przewodniczącego, czyli moją osobę”, to trudno milczeć. Była już taka osoba, która głosiła, że „państwo to ja”. Jednak o tym, że rada gminy to pan przewodniczący, pierwsze słyszę. Za wszelkie skojarzenia z góry przepraszam.

Kończąc te rozważania, przywołam fragment wspomnianej piosenki Młynarskiego:

„Tata zasię manko w kasie miał i siedzi w kiciu,

były o tym wzmianki w prasie, w „Expresie” i w ”Życiu”.

Ale fakt ten się nie stanie dla babci udręką,

bowiem się drukuje dla niej osobne pisemko.”

Z poważaniem – Jerzy Wojciechowski

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.