Polski film dokumentalny znowu stawia w centrum zainteresowania Zakłady Produkcyjne Zittwerke. Annelore Gäbler z Zittau widziała przerażającą rzeczywistość obozu koncentracyjnego.

Annelore Gäbler z Zittau wspomina obłęd wojny, artykuł w Gazecie Saksońskiej

Historia dawnych Zakładów Produkcyjnych Zittwerke, ciągle widocznych na obrzeżach Sieniawki (dawniej Kleinschönau), znowu stoi w centrum uwagi niemieckiego zainteresowania. Film dokumentalny „Mury Mówią”, młodego polskiego reżysera, Szymona Wasylów z Bolesławca, opowiada historię firmy-przykrywki Junkers Lotnicze i Silnikowe Zakłady S.A. (Junkers Flugzeug und Motorwerke AG), która od 1944 do 1945 roku istniała w Zittau oraz w jej części miasta Porajów, a także historię filii obozu koncentracyjnego w Groß-Rosen, który w ostatniej fazie swojej działalności przypuszczalnie służył, jako obóz zagłady. Dokument został po raz pierwszy pokazany już na początku roku. Od jakiegoś czasu 50-minutowy film z niemieckimi napisami można obejrzeć na stronie internetowej YouTube pod tytułem „Mury Mówią” („Die Mauern sprechen”).

W Annelore Gäbler z Zittau odżyły nagle straszne wspomnienia. 88-letnia dziś kobieta należy do ostatnich świadków wydarzeń tamtych czasów, które miały miejsce nieco wcześniej niż te przedstawione w filmie.

Tekst "Erinnerungen an das KZ" autorstwa Rolf Hill pochodzi z Gazety Saksońskiej (Saechsische Zeitung) 21.09.2016
Tekst "Erinnerungen an das KZ" autorstwa Rolf Hill pochodzi z Gazety Saksońskiej (Saechsische Zeitung) 21.09.2016
„W roku 1944 miałam 16 lat i uczęszczałam do Wyższej Szkoły Handlowej (Höhere Handelschule), wspomina. Na początku października dowiedziała się, że szkoła ma zostać zamknięta. Uczniowie w Zakładach Produkcyjnych Zittwerke w Kleinschönau (dzisiejsza Sieniawka) czekali na zlecenia na potrzeby wojny. Młoda dziewczyna, która jeszcze wtedy nazywała się Kießling, dostała pracę w sekretariacie kierownika ds. kontroli montażu. Dotychczas w tym miejscu zatrudniani byli przeważnie żołnierze i uczniowie szkoły wojskowej, jednak od października 1944 roku z obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu przybyło ok. 500 węgierskich Żydówek i taka sama liczba mężczyzn. Węgierki były ponoć wykształconymi kobietami, które bardzo dobrze mówiły po niemiecku, wspomina Annelore Gäbler. Jedna z nich dzień w dzień siadała naprzeciwko w fartuchu obozowym i ostrzyżonych włosach. Jak się trochę poznały, opowiedziała o swoim losie. Jej pięcioosobowa rodzina została tak po prostu wywieziona i rozdzielona. Tylko 16-letnia córka została z matką.

Któregoś dnia młoda kobieta dostała zlecenie, aby zanieść dokumenty do obozu koncentracyjnego chronionego przez SS. Wartownik już na nią czekał i bez zastrzeżeń mogła wejść na jego teren, mówi. W biurze spotkała swojego szefa w towarzystwie paru wyższej rangi oficerów SS. Nie jest wykluczone, iż byli to lekarze z otoczenia, wspomnianego w filmie lekarza z obozu koncentracyjnego, Dr. Josefa Mengele, przypuszcza. Podczas tego krótkiego pobytu, na tym przecież mocno strzeżonym obszarze, po raz pierwszy zobaczyła rzeczywistość obozu. „Ludzie, z których większość była tak chora i wycieńczona, że nie mogła chodzić, leżeli jak w regałach, gęsto ściśnięci, jeden na drugim, na wielu piętrach, mówi. „To był straszny, niezapomniany widok”. Widziała również, jak żołnierze SS znęcali się nad więźniami. Prawie codziennie w tym czasie obszar zakładu opuszczało dowództwo SS i wywozili do krematorium zapakowane w skrzyniach ciała.

Na początku 1945 roku byli uczniowie Wyższej Szkoły Handlowej zostali oddzieleni od więźniów. Prawdopodobnie mieli zbyt bliski kontakt, w szczególności z Żydami, przypuszcza Gäbler. Musieli, więc oddać swoją legitymację wstępu na obszar strzeżony i od tej pory pracowali w warsztacie szkoleniowym. Podczas gdy większość z jej koleżanek ze szkoły dostała pracę w Fabryce włókienniczej Braci Haebler i spółce akcyjnej Braci Moras, ona i pięcioro innych osób pozostali. Jej ostatnim szefem był pełnomocnik ds. obcokrajowców.

„To nie był człowiek, tylko bydle w obchodzeniu się z innymi”, przypomina sobie. „Tyranizował wszystkich wokół siebie, ale my trzy pracownice, bałyśmy się cokolwiek komuś o tym powiedzieć”. W międzyczasie sytuacja coraz bardziej zaostrzała się. Prawie codziennie miały miejsce alarmy lotnicze. Duże piętno odcisnął na niej jej ostatni dzień w Zakładzie Produkcyjnym Zittwerke.

Zawsze, jak przegapiła swój autobus, tak i teraz szła na pieszo przez dawną ulicę Portischerstraße, a dzisiaj ulicę Mostową (Brückenstraße). Nagle została skierowana przez Żandarmerię Polową tzw. „Psy łańcuchowe” na drugą stronę ulicy. Wtedy zobaczyła przy murze cmentarza Frauenfriedhof leżące ciała krótko wcześniej rozstrzelonych niemieckich żołnierzy. Jak opowiedziała o tym w domu, jej matka zdecydowała: „Koniec z tym, już nigdy więcej tam nie pójdziesz. Ta decyzja na pewno ocaliła ją przed najgorszym. „Również w starszym wieku, rzeczy te nie dają mi spokoju”, podkreśla Annelore Gäbler.

„Po obejrzeniu filmu musiałam po prostu opowiedzieć o moich przeżyciach. Być może mogę się przyczynić do tego, że coś takiego nigdy więcej nie będzie miało miejsca”.


Łużycka Grupa Poszukiwawcza serdecznie dziękuje Dorocie Bzowskiej za przetłumaczenie artykułu.

Tekst "Erinnerungen an das KZ" autorstwa Rolf Hill pochodzi z Gazety Saksońskiej (Saechsische Zeitung) 21.09.2016

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.