Agnieszka Floryszczak (z domu Babiarczuk), etnolożka, kulturoznawczyni, muzealniczka. Jedna z kuratorek głośnej wystawy ”Chłop-niewolnik? Opowieść o pańszczyźnie”, którą można było zobaczyć w zeszłym roku w Muzeum Narodowym Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie koło Poznania. (muzeum-szreniawa.pl).

Agnieszka Floryszczak, fot. archiwum prywatne 

W Bogatyni mieszkała 20 lat, tu kończyła liceum. Niezwykle barwna postać, miłośniczka kultury, sztuki, Bieszczadów, feministka, absolwentka szkoły teatralnej. Porozmawiamy z nią o muzealnictwie, pańszczyźnie i dlaczego warto odwiedzać muzea.

Opowiedz naszym czytelnikom proszę, o niezwykłej wystawie, która stała się pretekstem do naszej rozmowy. Jak wyglądała wystawa w Waszym muzeum i czy była dla zwiedzających ciekawa?

Z wielką chęcią opowiem o wystawie, natomiast na początek chciałam podziękować za zaproszenie do tej rozmowy, bo to dla mnie duży zaszczyt i jeszcze większa przyjemność, że mogę mieszkańcom mojego rodzinnego miasta opowiedzieć o tym czym się zajmuję, w jaki sposób pracuję, a tym samym, mam nadzieję, zachęcić do odwiedzenia muzeum, w którym pracuję od ponad 15 lat.

Wystawa "Chłop – niewolnik? Opowieść o pańszczyźnie" była poświęcona historii chłopów/ ludności wiejskiej, w Polsce w okresie feudalnym. Pańszczyzna to system pracy, w którym chłopi byli zobowiązani do nieodpłatnej pracy na rzecz swoich panów, co miało miejsce przez wieki w Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Wystawa miała na celu ukazanie życia chłopów w kontekście trudnych warunków społecznych, ekonomicznych i prawnych, w jakich żyli. Chłopi na ogół (bo trzeba też podkreślić, że zarówno stan chłopski jak i szlachecki był wewnętrznie mocno zróżnicowany) byli traktowani jako własność swoich panów, zmuszeni do pracy na ich polach, a ich prawa były maksymalnie ograniczone, jednym słowem ich sytuacja była bardzo trudna. Jak kuratorzy zadaliśmy widzom pytanie, czy ludność funkcjonująca w tzw. systemie folwarczno – pańszczyźnianym można nazwać niewolnikami? Stąd pytajnik w tytule wystawy.

Ekspozycja zawierała dokumenty, obrazy, rekonstrukcje oraz przedmioty (np. narzędzia rolnicze), które ilustrowały codzienne życie chłopów i chłopek, ich pracę, relacje z panami, oraz momenty buntu i dążeń do wyzwolenia. Celem wystawy było także zrozumienie, jak ten system wpłynął na kształtowanie się społeczeństwa, gospodarki czy kultury w Polsce i jakie konsekwencje tego systemu, jako społeczeństwo, ponosimy do dziś. Dla mnie niezwykle ważą była część poświęcona kobietom i temu z jaką opresyjnością musiały się borykać na co dzień będąc poddanym nie tylko panu, ale i ojcu czy mężowi.

Czy Polaków interesuje przeszłość szeroko rozumiana, tu w kontekście chłopstwa i pańszczyzny właśnie?

Tak, myślę że w ogóle Polaków interesuje przeszłość w różnych kontekstach, nie tylko tym, o którym dziś rozmawiamy. Chociażby to że ludzie tak chętnie i licznie odwiedzają muzea czy miejsca pamięci, świadczy o tym, że rzeczywiście interesuje nas nasza przeszłość. Myślę niestety że do zgłębiania przeszłości, paradoksalnie zniechęcają nas lekcje historii, w których uczestniczymy w procesie swojej edukacji. Zwykle są to monotonne godziny, ciężkie i przedstawione w nudny sposób tematy z milionem dat, nazwisk, które szybko wkuwamy po to żeby je jeszcze szybciej o nich zapomnieć. Żeby była jasność, ja nie jestem historyczką z wykształcenia, nie jestem też pedagożką, ale myślę że jeżeli dzieci w szkołach poznawałyby pewną systematykę dziejów czy wydarzeń historycznych, to łatwiej by im było zapamiętać, a w konsekwencji zainteresować historią. I znowu, pragnę podkreślić, że nie jest to wina nauczycieli (a na pewno nie zawsze), a całego systemu, przeładowania podstawy programowej…

Oczywiście trochę zboczyłam z tematu, ale nie bez przyczyny, bo tutaj wrócę do wystawy, na której było kilka dat i chyba jeszcze mniej nazwisk, dlatego, że pokazywaliśmy na niej pewnie procesy, staraliśmy się nie zarzucać czymś czego nikt nie zapamięta.

Wracając do pytania ludowej historii czy jak to nazwałaś "chłopstwa", to rzeczywiście ostatnimi czasy temat jest dość nośny w takim mainstreamowym kontekście - chociażby sławna książka "Chłopki", którą przeczytały już setki tysięcy, mam nadzieję nie tylko kobiet, ale i mężczyzn. Serial 1670 który zrobił wielką furorę, nie jest on może dobrym przykładem faktograficznym, ale jest zabawny, świetnie zagrany i być może dzięki temu zachęcił kogoś do zgłębienia tematu. Te przykłady można by mnożyć ale myślę, że ważniejsze jest to jaka jest tego przyczyna. Otóż szczęśliwe przyszło nam żyć w czasach, kiedy w końcu, nie jest wstydem przyznać się, że ma się wiejskie/chłopskie korzenie. Bo pamiętajmy, że ponad 90% naszego społeczeństwa właśnie pochodzi ze wsi! I to jest super, nie ma się czego wstydzić, a można z tego czerpać.

Skąd "moda” na powrót do korzeni? Czy wieś jest dla nas idylliczna i "modna” właśnie?

Myślę, że odpowiedziałam na to pytanie wyżej, dodam jedynie, ze modą bym tego nie nazwała, a bardziej racjonalnym podchodzeniem do tematu, wynikającym z tego, że jako społeczeństwo wyzwoliliśmy się z tego, że nasze chłopskie korzenie, są czymś wstydliwym No nie są!

Użyłaś takiego zwrotu „idylliczna” wieś. To między innymi staraliśmy się odczarować. Wieś pańszczyźniana ale i popańszczyźniana nie ma nic wspólnego z idyllą.

W tej kwestii jesteśmy zindoktrynowani przez to czego uczono nas w szkołach, przez obraz młodopolskiej chłopomani. Pamiętamy z "Wesela" Wyspiańskiego jak to wielkomiejscy panowie artyści żenili się z kobietami z ludu, ale żeby jeden z nich mógł pisać o pięknej wsi, a drugi ją malować, to ich żony (siostry Mikołajczykówny) musiały ponosić trud codziennej pracy, trudnej pracy i trudnego życia.

To sielankowe postrzeganie wsi to właśnie pozostałość po chłopomani, która w moim odczuciu, wyrządziła dużo zła w postrzeganie wsi. Życie ludności wiejskiej było czymś naprawdę bardzo trudnym i w zdecydowanej większości była to walka o byt. Jeżeli jakkolwiek można mówić o codziennym wiejskim życiu w kontekście przyjemności, to raczej w odniesieniu do szlachty, później ziemiaństwa…Natomiast wieś sama w sobie absolutnie nie była sielankowa. Była oczywiście piękna, w sensie przyrodniczym, to przyroda wyznaczała rytm życia i pewnie za tym część z nas tęskni i dlatego postrzega życie na wsi jako coś lekkiego, „zwiewnego” zgodnego z naturą. Pamiętajmy, wtedy że natura nie zawsze była sojusznikiem w codziennej egzystencji…

Przestańmy idealizować coś co idealne nie było, ale też przestańmy się wstydzić tego skąd jesteśmy.

Czego uczy nas ta przeszłość? Czy młodzi odwiedzający Wasze wystawy byli nią zainteresowani?

Każdego pewnie czegoś innego, ja mogę powiedzieć czego bym chciała żeby nas uczyła. Przede wszystkim tego żeby nie popełniać tych samych błędów, które popełnili nasi przodkowie. Że wszelkiego rodzaju nierówności, gorsze traktowanie, wykorzystywanie swojej władzy, brak empatii, że to wszystko prowadzi do nieszczęścia, nadużyć i nigdy nie kończy się dobrze.

Grupa społeczna, która jest przez wieki uciemiężona, niszczona, którą się gardzi, która nie ma prawa głosu, w pewnym momencie się zbuntuje, to są naturalne mechanizmy społeczne. Tak też było w przypadku chłopów pańszczyźnianych. Wspomnę tu o najbardziej znanym chłopskim buncie o tzw. „Rzezi galicyjskiej”, która to nie jest tak nazywana z przypadku. Tym razem chłopi byli górą…ale czy zwycięstwem można nazwać zabijanie się i wzajemne wyniszczanie? Krótko mówiąc, dobrze byłoby żeby przeszłość uczyła nas uważności na siebie, wzajemnego szacunku i nieosiągania celów (materialnych, osobistych, społecznych… jakichkolwiek) za wszelką cenę. No i tego że nierówności, nietolerancja brak empatii zawsze będzie prowadziło do czegoś złego.

Dlaczego o Waszej wystawie mówiło się szeroko w mediach ogólnopolskich, a nie tylko w kręgu naukowym? Czy to właśnie tęsknota za powrotem do prostego życia?

Proszę, na początek nie mieszajmy „prostego życia” z życiem w systemie folwarczno-pańszczyźnianym, bo tam nic nie było proste, tym bardziej łatwe i przyjemne.

Oczywiście, ja rozumiem co masz na myśli ale zależy mi na tym żeby słowo „proste” nie pojawiało się w żadnym kontekście dotyczącym tamtych czasów.

Myślę, że już wyżej odpowiedziałam trochę na to pytanie, mówiąc o tym że po prostu przestaliśmy się pewnych rzeczy wstydzić, że zaczęło być to dla nas naturalne, że nie mamy już pragnienia żeby na ścianie zawisł "portret przodka", jak u inżyniera Karwowskiego z "Czterdziestolatka", bo nie wstydzimy się tego, że takich przodków po prostu nie mamy, a na pewno większość z nas ich nie ma.

Z perspektywy pracownika merytorycznego jaka jest obecna wieś? Czy chłop to nadal niewolnik czy raczej walczący o swoje prawa przeciwnik Zielonego Ładu?

To jest bardzo trudne pytanie, ja nie chciałabym tutaj snuć wielkich teorii bo nie jestem specjalistką od współczesnych procesów zachodzących na wsi. Mogę tylko powiedzieć, że z pewnością współczesny rolnik nie jest chłopem pańszczyźnianym. Współcześni rolnicy walczą o swoje, potrafią to robić, jak się z czymś nie zgadzają głośno o tym mówią. Myślę, że to porównanie jest zwyczajnie niepotrzebne, bo jak można porównać pańszczyznę, która była świętem bez maszyn ze współczesnym, innowacyjnym rolnictwem, jednocześnie pamiętając o tym, że teraz rolnicy borykają się z różnego rodzaju problemami, o których nawet się nie śniło ludności odrabiającej pańszczyznę.

Czy uważasz że wizyty w muzeum młodzieży szkolnej powinny być częścią edukacji?

Oczywiście i bezapelacyjnie. Myślę że edukacja szkolna i muzealna powinny się wzajemnie uzupełniać. Edukacja muzealna mogłaby stanowić doskonałe uzupełnienie tej szkolnej. Muzea mają do tego narzędzia, możliwości i przede wszystkim kadrę. Być może potrzebne są do tego jeszcze rozwiązania systemowe, które na pewno nie mogą polegać na zaganianiu hord dzieciaków do muzeów, bo trzeba zorganizować jakąś wycieczkę, albo trzy, a muzeum akurat jest blisko…

Czy opłaca się być muzealnikiem? Czy to jest tylko zawód dla ludzi z pasją do przeszłości?

Jeżeli pytasz o względy finansowe i tu się uśmiecham, to oczywiście nie opłaca się być muzealnikiem/ muzealniczką. To jest wbrew pozorom niełatwy zawód, a jego trud nie idzie w parze z wysokością zarobków. Jeżeli chodzi o satysfakcję jaką można czerpać z tego zawodu, to bywa że się "opłaca", "opłaca" w sensie rozwoju, satysfakcji, dążenia do ciągłego zdobywania wiedzy. Pewnie część z czytelników i czytelniczek uśmiechnie się pod nosem i zada sobie pytanie: co może być trudnego w zawodzie muzealnika? Otóż my jesteśmy ludźmi którzy są albo dobrze albo bardzo dobrze wykształceni. Znamy się na tym co robimy, jednocześnie nieustająco pogłębiamy swoją wiedzę, a to z kolei często dzieje się poza standardowymi (oraz płatnymi) godzinami pracy. Często pracujemy w weekendy. Nie chcę narzekać, a tym bardziej dramatyzować, chcę tylko pokazać, że czasem rzeczywistość wygląda inaczej niż nam się wydaje.

Powiedz proszę naszym młodszym czytelnikom, że fakt pochodzenia z małego miasta nie wyklucza ich ze spełniania marzeń i realizowania pasji.

Ponieważ znamy się od pierwszej klasy podstawówki, to doskonale wiesz że miałam inne plany na swoją przyszłość. Tych planów nie udało się zrealizować, ale okazało się, że mogę się odnaleźć i spełniać pracując w muzeum właśnie. Skończyłam kulturoznawstwo i etnologię na UAM, chciałam pracować w zawodzie i to się udało. Czy spełniam w ten sposób marzenia? Zdarza się.

Czy jako ludzie pochodzący z małego miasta czy ze wsi możemy realizować swoje pasje? Oczywiście że tak. Czy jest nam trudniej? Możliwe…ale bez przesady…Moim zdaniem ten "trud" (i tutaj poproszę o cudzysłów, żeby znowu nie wprowadzać za dużo dramaturgii) bo jednak w pewnym sensie "hartuje". Powiem więcej, ja swoje pochodzenie traktuję jako wartość dodaną, to że czasem musiałam zawalczyć, wykształciło we mnie cechy, które teraz mi bardzo pomagają. Poza tym, na pewnym etapie różnice między ludźmi z małych i dużych miast, zwyczajnie się zacierają i nikt nie zwraca na to uwagi.

Jeżeli mogę być całkiem szczera… to moim zdaniem zagrożeniem, zarówno wtedy jak i dziś, jest to w jaki sposób mody człowiek zostanie (albo nie zostanie)ukształtowany. Mam na myśli proces edukacji… Mimo, że od ukończenia przeze mnie szkoły średniej minęło ponad 20 lat, ja wciąż wolę nie wracać myślami do tego czasu… mimo wielu dobrych wspomnień (głównie towarzyskich) wyszłam ze szkoły z dużymi kompleksami na poziomie poznawczym. Dopiero na studiach okazało się, że mogę w czymś być dobra, mogę dostawać świetne oceny, pisać dobre teksty… Dlatego jeżeli cokolwiek mogę radzić młodym ludziom to przede wszystkim to, żeby się nie poddawać i nie dać się stłamsić, bo może się okazać, że "trójkowa" uczennica może skończyć 2 kierunki studiów i osiągać spore sukcesy zawodowe.

Na koniec, powiedz proszę nad czym teraz pracujesz? Czy wiosna to dobry czas by odwiedzić Wasze muzeum? Jak zachęcisz bogatynian do wizyty?

Praca muzealniczki to nie tylko realizowanie spektakularnych wystaw, ale też praca, która na co dzień jest niewidoczna. To troska o zbiory, polegająca, w moim przypadku, na naukowym ich opracowywaniu. I na tym zamierzam się skupić w najbliższym czasie. Chcielibyśmy stworzyć również wystawę planszową, mobilną, na bazie tej, o której dziś rozmawiałyśmy. Jeżeli się to uda, to kto wie czy nie zawitamy z nią do Bogatyni…

Muzeum natomiast pracuje pełną parą, nasza placówka jest o tyle charakterystyczna, że w tzw. sezonie właściwie co miesiąc organizowana jest duża impreza plenerowa. Zaczynamy Jarmarkiem Wielkanocnym, kończymy Bożonarodzeniowym, w międzyczasie mamy wiele wydarzeń tematycznych, chociażby Festiwal Piwa, Retro Show czy Poznańską Pyrę (chyba nie muszę rozwijać tematu, tytuły mówią same za siebie) i wiele innych, które przyciągają setki a nawet tysiące osób. Ponadto w każdy weekend organizujemy tzw. Weekendowe spotkania z widzem, spotykamy się wtedy z twórcami ludowymi, rzemieślnikami, przyrodnikami, którzy przeprowadzają dla chętnych zwiedzających warsztaty. Pełną listę imprez, tematycznych spotkań i wystaw znajdą Państwo na naszej stronie internetowej www.muzeum-szreniawa.pl i na naszym facebookowym fanepage’u. Z Bogatyni do Poznania jest całkiem niedaleko, a do Szreniawy nawet całkiem blisko. Muzeum dla zwiedzających jest czynne od wtorku do niedzieli, i ważna sprawa! W sobotę wstęp jest bezpłatny, warto skorzystać.Nie pozostało mi nic innego jak powiedzieć, że czekam na Państwa w Szreniawie. Do zobaczenia.

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.