W czerwcu mija 17 lat od zuchwałej kradzieży obrazów ze słynnej Auli Leopoldyńskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Okazuje się, że w sprawie są bogatyńskie wątki

Uniwersytet Wrocławski, fot. wikipedia.pl/katie_pl - CC BY-SA 3.0 pl

Dzisiejszy Uniwersytet Wrocławski to dawne Kolegium Jezuickie. Najbardziej znane pomieszczenie gmachu głównego to Aula Leopoldyńska - reprezentacyjne pomieszczenie nazwane na cześć fundatora uniwersytetu, cesarza rzymskiego Leopolda I. Na ścianie wisi szesnaście portretów osób zasłużonych dla zakonu jezuitów oraz w pierwszych etapach budowy i działania uczelni. Osiem z tych portretów skradziono w 1997, odzyskano tylko dwa, a resztę zastąpiono kopiami powstałymi po kradzieży. Kradzież nazwana zuchwałą czy nawet niechlubną ma swoją rocznicę w czerwcu o czym przypominają media i sam Uniwersytet.

"Brutalny i zuchwały akt wandalizmu czy kradzież na zlecenie? Niestety do dziś nie udało się rozwikłać tajemnicy największej kradzieży na Uniwersytecie Wrocławskim. W nocy z 4 na 5 czerwca 1997 roku z Auli Leopoldyńskiej skradziono 8 olejnych obrazów pochodzących z XVII i XVIII wieku. Sprawcy wycięli je ze złoconych ram skalpelem lub nożem do tapet i zwinąwszy obrazy w rulon, wyszli przez jedno z okien od strony Odry. Niepostrzeżenie, najprawdopodobniej pod osłoną nocy, zeszli w dół po piorunochronie" - możemy przeczytać na stronie internetowej Uniwersytetu Wrocławskiego, który korzystając z rocznicowej okazji przybliża dzieje obrazów (vide Tajemnica leopoldyńskich obrazów).

Kradzież przedawniła się, a śledztwo zostało umorzone. Jak przebiegało owe śledztwo, w którym pojawiło się kilka bogatyńskich wątków przybliża "Gazeta Wyborcza" w artykule Mariana Maciejewskiego Akta W. Wielka kradzież na Uniwersytecie Wrocławskim. "Od czasu odzyskania dwóch obrazów policja otrzymała jeszcze parę anonimowych telefonów: 3 marca 1998 r., że obrazy trzymane są w garażach za Domem Pomocy Społecznej w Opolnie-Zdroju koło Bogatyni. Pojechała ekipa funkcjonariuszy. Znalazła jedynie skradziony samochód, części do aut oraz holenderskie tablice rejestracyjne. Z kolei 15 kwietnia 1998 r. ktoś poinformował policję, że obrazy były przechowywane u strażniczki miejskiej w Bogatyni" - możemy przeczytać w artykule. Ponadto bogatynianka zamieszkała w Niemczech mogła być zamieszana w paserstwo. Kobieta o imieniu Wioletta pojawia się w zeznaniach cytowanych przez "Gazetę". 

Według Uniwersytetu jest jeszcze nadzieja. "Być może jakiemuś kolekcjonerowi znudzą się uniwersyteccy dostojnicy i postanowi je sprzedać. Być może ktoś skruszeje i odda malowidła właścicielowi, podrzucając je na trawnik przed głównym wejściem. A może po prostu odnajdą się przez przypadek w czyimś małym, prywatnym "muzeum"… Historia zna takie przypadki, dlatego nie można tracić nadziei na odzyskanie skradzionych dzieł sztuki" - możemy przeczytać w uniwersyteckim artykule. 

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.