Marta Rzepecka 500 dni sama podróżowała po Azji centralnej i południowo – wschodniej, Australii i Oceanii. Teraz wróciła do domu i już planuje kolejną wyprawę. W międzyczasie zdążyła młodym bogatynianom opowiedzieć o swojej pasji. Spytaliśmy Martę skąd bierze się głód podróżowania i jak to się robi.
Marta Rzepecka na Everest Base Camp w Nepalu, fot. www.facebook.com/Mymapoftheworld
Marta Rzepecka pochodzi z Bogatyni. Swoje podróżnicze przygody opisuje na portalu społecznościowym www.facebook.com/Mymapoftheworld i na żywo, odwiedzając np. bogatyńską szkołę. Ma co opowiadać i co pokazywać.
bogatynia.info.pl: Jak to się zaczęło, że właśnie podróże stały się ważnym elementem Twojego życia?
Marta Rzepecka, podróżniczka z Bogatyni: Podróże były obecne w moim życiu właściwie od zawsze. Miałam szczęście już w dzieciństwie podróżować z rodzicami i siostrą po Polsce i Europie, później pojawiły się pomysły i możliwości wyjazdów dalszych: do Indii, Wietnamu, na rajską wyspę Mauritius, czy na mroźną Grenlandię. Podróże uzależniają i tak było również w moim przypadku. W pewnym momencie zakiełkowało we mnie marzenie o okrążeniu świata, zaczęłam więc przygotowania.
Czy podróżowanie to hobby, pasja czy już raczej sposób na życie?
Najbardziej trafną odpowiedzią będzie po prostu TAK. Od zawsze podróże, czytanie o odległych krajach, szukanie połączeń lotniczych czy planowanie weekendowych wyjazdów było moim hobby, przyjemnością. Z czasem stało się pasją, z którą chciałabym związać swoje życie. Aktualnie natomiast jest to moje życie, styl funkcjonowania, bo już od ponad półtora roku jestem w drodze.
Co jest takiego w podróżach, co Ciebie akurat w tym pociąga?
Ludzie, poznawanie nowych kultur, religii, zwyczajów, kuchni. Teraz mam możliwość podróżować powoli, co daje mi często szansę zatrzymania się w danym miejscu dłużej, pomieszkania u lokalnej rodziny w ramach wolontariatu. Uczę się o inności, tolerancji, o tym, że w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy tacy sami i że przyjaciół można znaleźć w każdym zakątku świata.
Jezioro Gokyo w Nepalu, fot. www.facebook.com/Mymapoftheworld
Większość wyobraża sobie podróż jako wczasy autobusem, samolotem czy samochodem i drink z palmą przy basenie. Jak to wygląda w Twoim przypadku?
Prawda jest taka, że ilu podróżników, tyle stylów podróżowania. U mnie wygląda to bardzo różnie i zmienia się w zależności od miejsca, które odwiedzam. W Himalajach, w Nepalu wspinam się do Everest Base Camp w dość trudnych warunkach, Kazachstan przemierzam autostopem, a na filipińskich plażach piję drinka z palmą. Nie mam jednego uniwersalnego sposobu na podróż, każdy jest dobry dopóki sprawia nam przyjemność.
Jak da się połączyć podróże z tzw. normalnym życiem?
W momencie, kiedy podróż staje się życiem, czy życie staje się podróżą, ta granica się zaciera. Ze względu na to, że przed wyjazdem zrezygnowałam z pracy, nie muszę godzić czasu “w biurze” z byciem w drodze. Normalne życie to dla mnie rodzina, czy przyjaciele. Tutaj jest trudniej, odczuwalna jest dzieląca nas odległość. Ale dzięki dzisiejszej technologii nie ma problemu z bieżącym kontaktowaniem się.
Iszkaszim Tadżykistan i podróżniczka wśród dzieci tubylców, fot. www.facebook.com/Mymapoftheworld
500 dni sama podróżowałaś po Azji centralnej i południowo – wschodniej, Australii i Oceanii - co było najtrudniejsze, a co najbardziej fascynujące?
To bardzo szerokie pytanie. Najtrudniejsze chyba jest radzenie sobie z tęsknotą do domu. Staram się podchodzić do wszystkiego pozytywnie, ale ze względu na to, że większość czasu podróżuję sama i nie mam możliwości podzielenia się obowiązkami, zdarza się, że mam dość planowania, szukania noclegów, sytuacji, gdy muszę dogadać się z osobą, która nie mówi po angielsku. Ale to błahostki, bo przecież w każdym odwiedzanym kraju spotyka mnie coś ciekawego. Najlepsze historie związane są z poznanymi ludźmi, wspomnę o mnichu Sanda Ku Marya w Mjanmie (dawniej Birma), który zaprosił mnie do swojej wioski i klasztoru, chcąc pokazać, jak żyją przeciętni ludzie w jego kraju. Kolejna niespodzianka to przyjaźnie nawiązane w Bangladeszu, kraju do którego nawet nie zamierzałam jechać w pierwszej kolejności. Wszystkie wolontariaty również wspominam z uśmiechem na twarzy, trzy tygodnie na jachcie żeglując u wybrzeży Australii, praca na farmie w Mongolii czy w guesthouse w Tadżykistanie oraz na Bali. Oprócz tego krajobrazy, niektóre naprawdę niepowtarzalne: widok o wschodzie słońca na najwyższy szczyt Nowej Zelandii Mt Cook odbijający się w jeziorze Pukaki, zachód słońca oglądany z krateru Mt Rinjani na wyspie Lombok w Indonezji i wiele, wiele innych. Nowym przeżyciem w każdym kraju jest oczywiście smakowanie jedzenia, ale to opowieść na osobną rozmowę (śmiech).
Obserwując liczbę miejsc, w których byłaś i do których chcesz się udać można mieć wrażenie, że to cały świat. Czy są miejsca szczególnie Ci bliskie, albo takie które musisz koniecznie odwiedzić?
Oczywiście. Specjalne miejsce w moim sercu, po odbytej już części podróży zajmuje Tadżykistan. Jest to kraj, w którym po raz pierwszy poczułam, że jestem w długiej podróży i nie muszę wracać do pracy po dwutygodniowym urlopie. Spotkałam wielu wspaniałych ludzi, z którymi wciąż pozostaję w kontakcie. To tam odbyłam swój pierwszy wolontariat, na granicy z Afganistanem. Przekroczyłam granicę z Kirgistanem na wysokości ponad 4 tys. m n.p.m., złapałam pierwsze szalone autostopy, prowadziłam 70 tonową ciężarówkę!
Przede mną nowe wyzwania i mam nadzieję kolejne spełnione marzenia, preferuję miejsca z dala od głównych turystycznych szlaków, planuję Alaskę czy odwiedzenie Wysp Karaibskich jachtostopem. Chile to również kraj, wobec którego mam szczególne oczekiwania.
W sferze marzeń jest jeszcze czarna Afryka, może w kolejnej podróży?
Kirgistan, fot. www.facebook.com/Mymapoftheworld
Czy w Bogatyni (Twoim zdaniem), albo szerzej - rejonie Gór Izerskich i Żytawskich - jest coś, co może fascynować podróżników z daleka?
Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to domy przysłupowe w Bogatyni, przecież jest to największe w Polsce zbiorowisko domów tego typu i powinniśmy się tym chwalić. Ciekawostką dla niektórych podróżników może być kopalnia węgla brunatnego, skala tej “dziury w ziemi” i różnorodność pracujących w niej maszyn, zadziwi niejednego globtrotera. Góry Izerskie, to zdaje się jedno z tych miejsc, w których można obserwować rozgwieżdżone niebo, gdzie widok nie jest zakłócony światłami miast. Jednym zdaniem, dla każdego znajdzie się coś ciekawego (śmiech).
Mjanma, czyli dawna Birma i egzotyczny posiłek, fot. www.facebook.com/Mymapoftheworld
Co jest najtrudniejsze dla podróżnika z małego miasta jak Bogatynia - mentalnie i technicznie?
Przede wszystkim nie można samego siebie ograniczać, myśląc, że pochodzenie z małego miasteczka musi oznaczać coś gorszego. Mnie przyniosło to pewną ciekawość świata, łatwość nawiązywania kontaktów. Może zabrzmi to dość banalnie, ale myślę, że marzenia nie znają pochodzenia. Z bardziej praktycznej strony, polecam uczyć się języków obcych, przydają się wszędzie.
Jak planujesz swoje podróże, skąd na to czerpiesz fundusze?
Wszystkie moje podróże finansuję sama z własnych oszczędności, nie mam żadnych kontraktów sponsorskich. Planowanie przed wyjazdem, to lektura przewodników, kalkulacje potencjalnych wydatków, przygotowanie potrzebnych dokumentów, sprzętu, wstępne obmyślenie trasy. A potem wszystko się weryfikuje i zmienia diametralnie już w czwartym miesiącu podróży, jak to było w moim przypadku i trzeba improwizować, co uskrzydla jeszcze bardziej (śmiech).