Kiedy w Wałbrzychu "złoty pociąg" rozpala wyobraźnię milionów w nasze ręce wpadły wcześniej nigdy nie publikowane zdjęcia z tajemniczych wykopów w Sieniawce. Nocna eksploracja niemieckojęzycznych poszukiwaczy jest faktem. Co znaleźli?

Zdjęcie ilustracyjne, niemające nic wspólnego z opisywaną historią - niemiecki parowóz kolejki wąskotorowej w Żytawie, fot. bogatynia.info.pl/graf. Prisma

Dokładnie 10 lat temu pod osłoną nocy niemieckojęzyczni poszukiwacze wykopali precyzyjnie dziurę w ziemi i coś z niej wyciągnęli. Częściowo wiadomo co to było, ale o tym za chwilę. Do tajemniczej eksploracji doszło na terenie byłego obozu w Sieniawce. Kopano w "dziwnym" miejscu, z dala od budynków. Później pojawiła się legenda o dwóch autach zapakowanych tajemniczymi zdobyczami wywiezionych za granicę, ale tak naprawdę nikt tego nigdy nie potwierdził. Było to w sierpniu 2006 roku. Sprawę opisywały "Nowiny Jeleniogórskie" w artykule autorstwa Katarzyny Matla "Szukają złota czy części do V2". Niemcy chodzili między budynkami z georadarami i mapami. Później rozpoczęli precyzyjną eksplorację. Wykopy miały średnicę nawet 30 m i 10 m głębokości. Mieszkańcy Sieniawki i regionaliści byli oburzeni, że pod osłoną nocy "Niemcy rozkopują Sieniawkę". Owi Niemcy mieli pozwolenie na wykopaliska, ale się nim nie pochwalili nikomu, nikt ich zresztą o to nie pytał. Ciekawskim mieszkańcom sprzedali jedynie historyjkę o planach budowy wieży widokowej i "jakimś centrum dla młodzieży".

Jeden z tajemniczych tuneli, fot. dzięki uprzejmości ŁGP

Jeden z tajemniczych tuneli o głębokości 10 m. Czerwony strałkami oznaczono kierunki tuneli, które odsłonił, fot. autorstwa poszukiwaczy, udostępnione dzięki uprzejmości ŁGP

Kiedy w temacie zrobiło się gorąco okazało się, że mają zgodę. "Tajemniczy Niemiec przez dwa lata zabiegał o wydanie zgody na prowadzenie prac poszukiwawczych w Sieniawce. Szło mu ciężko ponieważ obywatel obcego państwa musi spełnić szereg wymogów prawnych. Poszukiwacz okazał jednak wytrwały i w tej chwili dysponuje zgodą zarówno urzędu marszałkowskiego, który jest właścicielom terenu, jak i zgodą nadzoru konserwatorskiego" - pisała 10 lat temu Katarzyna Matla w cytowanym artykule. Panowie zgodę mieli, ale prowadzili wykopy nie zgodnie ze sztuką poszukiwawczą. Zresztą poszukiwania to jedno, a to co zrobi się ze znaleziskiem to drugie. Na pewno nie wolno niczego wywozić za granicę bez zgody państwa. Oficjalnie podobno nic cennego nie znaleziono, a granica była pilnowana przez celników i służby straży granicznej. 

Szyny wyciągnięte z tuneli, które były podwieszone pod stropem, fot. ŁGP

Szyny wyciągnięte z tuneli, które były podwieszone pod stropem, fot. autorstwa poszukiwaczy, udostępnione dzięki uprzejmości ŁGP

Poszukiwacze ujawnili się, bo chcieli kopać dalej. Zgłosili się do Łużyckiej Grupy Poszukiwawczej, ponieważ im już nie chciano udzielić zgody na eksplorację. Pokazali też część swoich znalezisk wraz z ekspertyzą. Były to widoczne na zdjęciach szyny i to nie kopalniane. Przypomnijmy za serwisem www.bogatynia.dwr.pl "W historii Sieniawki ziarno prawdy kryje się rzeczywiście pod ziemią i faktycznie jest to znaczne bogactwo. Koszary bowiem zostały wybudowane na niewielkiej kopalni węgla brunatnego, zamkniętej wiele lat przed budową koszar. W okolicy było takich kopalń wiele. Podziemia więc, to nic innego jak stare sztolnie kopalniane i chodniki odwadniające. Nie mają nic wspólnego z fabrycznym przeznaczeniem koszar". Otóż wedle ekspertyz okazanych ŁGP przez niemieckich poszukiwaczy szyny zostały wyprodukowane 1942 roku, więc grubo po zamkniętych w XIX w. kopalniach. Do czego służyły? Nie wiadomo. Struktura ich budowy wykazuje, że były tzw. szyny podwieszane - służące do transportu podsuftowego ciężkich elementów. Tunele był również odpowiednio obudowane. Do czego służyły owe sztolnie, dlaczego akurat kopano w tym miejscu? Te pytania wymagają odpowiedzi i dalszych poszukiwań. Tak jak słynny 65 kilometr w Wałbrzychu. Warto pamiętać, że w Sieniawce "skarby" mogą kryć się na byłym miejscu kaźni i śmierci, więc dodatkowo wymagają ostrożności, szacunku i upamiętnienia (vide W Rogoźnicy jest, a w Sieniawce nie ma).

obudowa

Fragmenty obudowy tuneli, fot. autorstwa poszukiwaczy, udostępnione dzięki uprzejmości ŁGP

W Wałbrzychu zawierzono dwóm poszukiwaczom i tajemniczym zdjęciom. Cała eksploracja kosztowała setki tysięcznych złotych. Nieoceniona okazała się wartość promocyjna regionu szacowana na miliony. Ktoś powiedział, że jeśli naprawdę nie ma "złotego pociągu", to dawno powinno się go wymyślić. Sieniawka nie ma tyle szczęścia. Raczej skazana jest na zapomnienie lub przysłowiowe "machnięcie ręką". Być może znajdzie się tajemnicza para sponsorów z walizką pieniędzy i sprzętem, która raz na zawsze pozwoli rozprawić się z mitem zalanych podziemi Sieniawki. A może ziemia tego miejsca skrywa tajemnice o wiele bardziej brutalne i ciemne niż nazistowskie złoto. 

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.