Warto było cierpliwie czekać na 18 lutego. Po zbiórce wsiedliśmy (członkowie i sympatycy BOG-TUR) do aut i ruszyliśmy w niedługą podróż. Karpacz powitał nas małym deszczem. Jednak na górskim szlaku, w im wyższe partie Karkonoszy wchodziliśmy czarnym szlakiem, mijając Krucze Skały i Szeroki Mostek, pogoda się klarowała. Szlak zmienił kolor na zielony. Przed nami otworem stanęła dawna wieś Budniki – zamglona, zawalona ogromnymi zaspami śnieżnymi.

Forstlangwasser (niemiecka nazwa osady) powstała w trakcie wojny trzydziestoletniej. W górskich, leśnych ostępach schronienia szukała ludność podgórskich miejscowości. Takie tymczasowe osady w stałe siedliska zamieniali drwale, kłusownicy i przemytnicy. Położone wysoko (ok. 850 m n.p.m.) na stokach Kowarskiego Grzbietu Budniki pierwotnie zwano po prostu Forstbaude, czyli Leśne Budy. Po drugiej wojnie światowej osada nie została zasiedlona. Przez jakiś czas z opuszczonych domów, jako bazy turystycznej, korzystali wrocławscy studenci. Po bez mała 70 latach z zabudowań pozostały ledwie fundamenty. Aczkolwiek osada, jak inne podobne, np. Gross-Iser w Górach Izerskich, żyje w pamięci pasjonatów gór i historii. Oni to właśnie wskrzesili dawną tradycję żegnania i witania Słońca. Z uwagi na położenie Budników na północnym, stromym zboczu, przez 113 dni w roku osada tkwi cieniu – nie docierają do niej promienie słoneczne. Zainspirowało to dawnych mieszkańców do rytuału, podtrzymywanego przez uczniów lokalnej szkółki filialnej, żegnania 26 listopada i witania 15 lutego każdego roku Słońca. Tę tradycję regionaliści odgrzali i w XXI stuleciu, jak przed dziesięcioleciami, dwa razy do roku do Budników ściąga wielu turystów, by po solarnym obrzędzie zasiąść do śpiewów przy ognisku.

Po krótkiej gościnie ruszyliśmy Drogą Bronka Czecha na Przełęcz Okraj (1046 m n.p.m.). Kiedy dotarliśmy na to ważne przejście przez góry, nadszedł czas posiłku. Do wyboru mieliśmy dwa obiekty: schronisko PTTK NA PRZEŁĘCZY OKRAJ i pensjonat AMELKOWA CHATA. Ten drugi powstał niedawno, częściowo z zabudowań byłej placówki pograniczników. Stanowi dogodną bazę wypadową we Wschodnie Karkonosze. Można w nim smacznie zjeść, wypić dobre piwo w różnych gatunkach i odpocząć. Po tych odświeżających zabiegach, niebieski szlak powiódł nas ku górze Czoło (1266 m n.p.m.). Wypogodziło się nieco, więc oczom naszym ukazała się Przełęcz Okraj i pobliska czeska osada Pomezní Boudy. W ostatnich latach powstał tu ośrodek narciarski SkiMU (Ski areál Malá Úpa) zapewniający dobre warunki dla rodzin z dziećmi, początkujących i średniozaawansowanych narciarzy zjazdowych, a także dla narciarzy-biegaczy (10 kilometrów tras).

Za plecami zostawiliśmy Czoło i dotarliśmy na Skalny Stół (1281 m n.p.m.). Niestety widoków nie było. Szkoda, bo z góry roztacza się przepiękny widok na Kotlinę Jeleniogórską, Rudawy Janowickie, Góry Kaczawskie i Najpiękniejszą Królową – Śnieżkę. Trzeba jednak trafić na odpowiednią pogodę – nam tym razem się nie udało. Miejscową ciekawostką jest znak graniczny wyryty w XVII stuleciu na jednym z wierzchołkowych kamieni Skalnego Stołu. Oznaczał skraje posiadłości sobieszowskich i kowarskich.

W głębokim śniegu zeszliśmy na Sowią Przełęcz (1164 m n.p.m.), by znów wspinać się do gościńca JELENKA na małe a pyszne złote piwko. Pokrzepieni wróciliśmy do Sowiej Przełęczy, skąd ostro w dół czarnym szlakiem do Karpacza. Czas najwyższy wracać do domu – dzień jeszcze nie tak długi, wszak dopiero 3 doby temu w Budnikach powitano Słońce.

Wsiadając do aut pożegnaliśmy Karkonosze, by zachować je w pamięci do następnej przygody, która zapewne przydarzy się już wkrótce...

Janusz Baranowski; fot. autor oraz Małgorzata Przezak-Gocko

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.