Wakacje w Transylwanii? To dobry pomysł i wcale nie trzeba mieć mocnych nerwów i przepastnego portfela. Wystarczy odrobina determinacji i szczypta odwagi, a można spotkać inny świat. Inny w dobrym tego słowa znaczeniu.

Dachy Sighisoary, miejsce urodzenia Vlada Tepesa ze starówką wpisaną na listę światowego dziedzictwa UNESCO, fot. MS

Kiedy wakacyjny wybór padł na Siedmiogród zapanowało ogólne zdziwienie: do Rumuni autem i w dodatku z dzieckiem? Okazało się, że piękna i życzliwa kraina wcale nie jest taka straszna. Miejscami egzotyczna dla nas i lekko enigmatyczna, żeby nie powiedzieć dziwna. Spotkani po drodze Polacy zgodnie orzekali, że w Rumuni czas się zatrzymał i Unia dopiero puka do drzwi tego kraju, co nie zawsze okazywało się prawdą. Już po pierwszych kilometrach przejechanych zwykłymi drogami okazało się, że psy tu normalnie szczekają, a słońce tak samo jak u nas (tylko mocniej) świeci. Urzekła ogromna ilość bocianów rezydujących niemal w każdej wiosce, co swojsko przybliża Rumunów do Polaków.

Wyruszyliśmy w sierpniu, przy ponad 30 stopniowym upale. Na miejsce przystanku w kilkusetkilomertowej trasie wybraliśmy węgierski Budapeszt. Miasto urzeka leniwym Dunajem, monumentalnymi zabytkami i tempem wielonarodowej turystyki. Odpocząć tu nie sposób, bo mnogość atrakcji popycha do pochłaniania obecnej w każdym zakątku historii.

Dunaj i Budapeszt, po prawej budynek palamentu

Dunaj i Budapeszt, po prawej stronie rzeki po środku budynek palamentu, fot. MS

Następny przystanek to już Transylwania. Wybraliśmy Braszów na pierwszą bazę wypadową, który przewodniki porównują (w nieco przesadzony sposób) do naszego Krakowa. Tam zwiedziliśmy słynny Czarny Kościół, zabytkową i malowniczą starówkę oraz wzgórze Tampa, na które można wjechać kolejką.

Braszów widziana ze wzgórza Tampa, fot. MS

Braszów widziany ze wzgórza Tampa, fot. MS

Czarny Kościół, swoja nazwę wziął od pożaru, który osmalił jego mury, fot. MS

Czarny Kościół w Braszowie, swoją nazwę wziął od pożaru, który osmalił jego mury, fot. MS

Niedaleko Braszowa słynny zamek Bran, uważany za główną siedzibę Drakuli. Oblegany przez turystów w ilościach monstrualnych, jak na to miejsce przystało. Podobno słynny Wład Palownik (Vlad Tepes) (pierwowzór literackiego hrabiego) przebywał w zamku mało lub wcale. To właśnie majestatyczna, ułożona na wzgórzu budowla uznana została przez rumuński przemysł turystyczna za właściwą siedzibę Drakuli. Tu zaznaczyć trzeba, że wokół zamku chińszczyzna (zęby, kołki, maski i kubki) i festyniarstwo.

Zamek Bran, na miejscu nawet nikt nie udaje, że mieszkały tu wampiry, fot. MS

Zamek Bran - na miejscu nawet nikt nie udaje, że mieszkały tu wampiry, fot. MS

W Transylwanii, którą my objeździliśmy wampirów nie ma wcale. Żadnych wampirzych zajazdów, placów zabaw czy komnat strachu (jedna jest przy zamku). Żadnych wampirzych potraw w kartach restauracji. Tak jakby nikt nie chciał się ani chwalić, ani na nich zarobić. Jakby były raczej powodem do ukrycia niż chluby. Będąc w Bran koniecznie trzeba zahaczyć Rasnow – chłopski, malowniczy zamek, na który można wjechać wagonikiem.

Rasnov, chłopski zamek, fot. MS

Rasnov, chłopski zamek, fot. MS

Obowiązkowym punktem jest również Trasa Transfogarska i tzw. prawdziwy zamek Palownika – Poenari. My tylko „zahaczyliśmy” te atrakcje. W Transylwanii jest tak wiele punktów turystycznych, że osobny rozdział można by napisać „czego nie widzieliśmy, a chcieliśmy”. Rozległość terenu i męczące drogi dojazdowe utrudniają i wydłużają czas pokonywania odległości.

W drodze na Trasę Transfogarską, fot. MS

W drodze na Trasę Transfogarską, fot. MS

W Transylwanii znajdują się również dwa miejsca wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, również związane z Drakulą. Pojechaliśmy do Sighisoary, która znajduje się pod ochroną jako znakomity przykład niewielkiego ufortyfikowanego średniowiecznego grodu. Tu właśnie w domu na zabytkowym rynku urodził się Wład Palownik. Dziś w restauracji w jego byłym domu można zjeść np. ciorbę, tradycyjna rumuńska zupę.

W żółtym domu urodził się pierwowzór słynnego wampira, fot. MS

W żółtym domu urodził się pierwowzór słynnego wampira, fot. MS

Drugim punktem UNESCO był warowny kościół w Viscri. Z uwagi na bardzo trudny dojazd atrakcja ta jest tylko dla bardzo zdeterminowanych podróżników.

Kościół warowny z listy UNESCO, tu wampirów nie było, choć cmentarz przy murach nasuwa pewne skojarzenia, fot. MS

Kościół warowny z listy UNESCO, tu wampirów nie było, choć cmentarz przy murach nasuwa pewne skojarzenia, fot. MS

Z Sighisoary przenieśliśmy się do stolicy Transylwanii – miasta Kluż – Napoca. Tu niedaleko miasta mieści się jedna z najstarszych europejskich kopalni soli  Salina Turda. Miejsce tak oblegane przez turystów, że psuje to przyjemność pobytu w tym ciekawym obiekcie, który warty jest odwiedzenia. Nieopodal centrum miasta znajduje się tajemniczy las Hoia Baciu, który znany jest ze zdjęć UFO i innych zjawisk paranormalnych.

Wielki krzyż w Kluż - Napoca, stolicy Transylwanii, ciekawe dlaczego?, fot. MS

Wielki krzyż w Kluż - Napoca, stolicy Transylwanii, ciekawe dlaczego?, fot. MS

Można by w nieskończoność powtarzać, że zwiedzić warto o wiele więcej niż się udało. Nam jednak czas wracać. Zachwyceni, trochę zmęczeni szukaniem hrabiego udajemy się na północ, na Pogórze Izerskie. Równie piękne i tajemnicze, bardziej nam znane. Do domu.

{jcomments on}

Podziel się ze znajomymi!

W celu zapewnienia jak najlepszych usług online, ta strona korzysta z plików cookies.

Jeśli korzystasz z naszej strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie naszych plików cookies.